Istnieją pewne kody kulturowe związane z kolorami,  prawa socjologiczne, prawa masy, ale każdy z nas może mieć indywidualne preferencje, a nawet traumy związane z określonym kolorem. W mojej metodzie takie niuanse wychodzą podczas badania i dzięki temu możemy do projektowania kolorów podejść naprawdę indywidualnie – mówi w wywiadzie dla organizatorów konkursu pt. „Kolory które budzą wnętrza” architektka Aleksandra Chuchro, autorka unikalnej metodologii D3 – psychologicznego procesu odkrywania potrzeb użytkowników przestrzeni.

Jaka była Pani droga do architektury ?

Tak właściwie to ten zawód mam po rodzicach. Ojciec był plastykiem, a mama inżynierem chemii.  W związku z czym ja jestem taka pomiędzy – artysta, ale jednak techniczny – idealny materiał na architekta. Zawsze mnie gdzieś przy tym ciągnęło do pełnego projektowania, bo zaczęłam od architektury wnętrz i do dzisiaj, mimo, że skończyłam w końcu też architekturę na Politechnice, nie wyobrażam sobie stworzenia bryły bez wnętrza. Wielu architektów ma taki syndrom, jak chociażby mój ulubiony Alvaro Aalto – on też myślał o wszystkim, o każdej klamce, lampie, każdym detalu, żeby budynek był zaprojektowany kompleksowo.  Na Politechnice nie zawsze to rozumieli – nie chciało im się wchodzić do  wnętrza, tam liczyła się przede wszystkim bryła i urbanistyka. Moja przygoda zawodowa zawsze jednak polegała na  spersonalizowanym projektowaniu – robiłam domy jednorodzinne bądź jakąś niewielką użyteczność publiczną – hotele, nieduże biura – pracuję tam, gdzie bryła i wnętrze stanowią nierozerwalną całość.

Po studiach pracowała Pani w innych biurach czy od razu rozpoczęła samodzielną działalność ?

Pracowałam już od początku studiów – zaczęłam od architektury wnętrz – i od razu moi ówcześni szefowie rzucili mnie na głęboką wodę, do bezpośredniej pracy z klientami. Szybko okazało się przy tym, że klienci chcą ze mną współpracować nawet bardziej, niż z moim ówczesnym pracodawcą.  To były lata 90 i wielkie zachłyśnięcie projektami oraz inwestycjami w Polsce.  No i tak się złożyło, że zaczęłam pracować na własną rękę, nie mając odpowiedniej wiedzy technicznej. Dlatego poszłam na Wydział Architektury PW, ale w czasie studiów nigdy nie przestałam samodzielnie pracować. Własną działalność też kontynuowałam przeprowadzając się z Warszawy do Krakowa. Z czasem firma się rozrosła i zaczęłam myśleć o tym, że jednak do współpracy z klientami potrzeba czegoś więcej niż inspiracje z pinteresta. Że żeby zaprojektować komuś dom marzeń to trzeba te marzenia naprawdę poznać, porozmawiać trochę głębiej.

Czy znalazła Pani na to jakąś metodę ?

Świat nas kształtuje, my jednak pędzimy za materialnymi potrzebami i często kręcimy się wokół własnego ogona nie wiedząc czego tak naprawdę chcemy, a często po prostu naśladując mody – to, co wydaje się prestiżowe i podnoszące status. Zauważyłam, że moje projektowanie zaczęło być  trochę trudne, bo taki zanurzony w codziennej gonitwie klient nie do końca wie, jakie są jego marzenia, a oczekuje efektu zgodnego z często nieuświadomionymi potrzebami. Poszukiwanie relacji ludzi z przestrzenią, potrzeba odkrywania w jakim otoczeniu dobrze się czują, było inspiracją do stworzenia procesu badania potrzeb, który zaczęłam stosować jakieś 7 lat temu na klientach, zupełnie nieświadoma tego, że istnieje coś takiego jak psychologia architektury. Później zajmowałam się też świetlicą architekta, stworzyłam taki projekt, który uczy o architekturze i przestrzeni, przybliża przestrzeń zarówno dorosłym, jak i dzieciom i robiłam różne imprezy dla szkół i firm. W ich trakcie uświadomiłam sobie,  że muszę poszerzyć wiedzę na temat tego, w jakiej przestrzeni ludzie się dobrze czują. I wtedy natknęłam się na psychologię architektury. Zaczęłam szukać informacji na ten temat, ale natrafiłam tylko na zagraniczne opracowania, bo u nas w Polsce jeszcze nikt nic nie wiedział na ten temat.

Nie trafiła Pani na Panią Joannę Bąk, która była prekursorką psychologii architektury w Polsce ?

Tak spotkałam Panią Joannę. Rozmawiałam też z prof. Ewą Kuryłowicz. Chciałem u niej zrobić doktorat na temat psychologii architektury. Problem polega na tym, że nasze uczelnie nie są za bardzo przygotowane do tego, żeby poprowadzić takie doktoraty, bo to muszą być prace interdyscyplinarne. A brakuje psychologów, którzy się zajmują przestrzenią. Nie odpuściłam jednak tematu i stwierdziłam, że i tak będę się kształcić w tym kierunku. Postanowiłam nawet, że napiszę książkę na ten temat i mam nadzieję, że przy okazji wyjdzie z tego doktorat. Na uczelniach – także z powodu pogodni za punktami za publikacje – uprawia się  głównie teorię. Natomiast ja stworzyłam proces D3, który jest praktycznie skuteczny, faktycznie działa. Konsultowałam go z psychologami z Uniwersytetu Jagiellońskiego i psychologami praktykami.

Są takie słynne skróty myślowe dotyczące architektury współczesnej, że jej forma podąża za emocją, funkcją lub energią. Dzisiaj podejście fenomenologiczne związane jest z przekonaniem, że o jakości architektury świadczy to, jak się w niej czują jej użytkownicy. Że wskaźnikiem jej klasy są dobre albo złe odczucia wewnętrzne użytkowników. Jak do tego się ma Pani metoda ?

Żyjemy w kulturze, w której sfera duchowa została odsunięta na bok. Wszyscy jesteśmy kształceni w przekonaniu, że mamy wytrzymywać presję emocjonalną, nie pokazywać po sobie emocji, być twardzi i skuteczni. Tak naprawdę to odmawia nam się przeżywania i wyrażania naszych uczuć. Często ta sfera jest na tyle zablokowana, że w wieku 40 lat nie wiemy, co lubimy i co nam się podoba. Co więcej, bywa, że ci tłumiący swoje zachowania ludzie chodzą po psychologach i leczą się z depresji. Więc często i w przestrzeni nic nie odczuwają – są zablokowani. Dopiero trzeba ich często  skutecznie odblokowywać. Dlatego, między innymi, powstała moja metoda.

Wewnętrzne poczucie, że dobrze się czujemy w jakimś miejscu lub w towarzystwie jakieś osoby często dokonuje się na poziomie nieświadomym. Ale te nieświadome procesy są niedostępne wewnętrznej reprezentacji i w związku z tym bardzo trudno uchwytne. Jak Pani metoda radzi sobie z takimi problemami ?

To jest pytanie na które odpowiedź jest złożona. Trzeba w ogóle zacząć od tego, że psychologia jest bardzo potrzebną nauką w każdej dziedzinie życia i uważam za duży błąd, że nie uczymy się podstaw psychologii już w szkole podstawowej. Rozumienie świata byłoby dużo prostsze, gdybyśmy uczyli się albo pokazywano nam pewne przepływy emocji oraz energii między ludźmi i otoczeniem, poznawali nasze reakcje i to z czego one wynikają. Są takie doświadczenia laboratoryjne na szczurach, że naukowcy dają im zapach do powąchania i w tym czasie kłują je szpilką. Po jakimś czasie szczur ucieka przed tym zapachem, ale jego dzieci i wnuki także przejmują te zachowania, uciekają przed nim, choć same nie wiedzą dlaczego. Czyli okazuje się, że podświadomie wybieramy pewne rzeczy, np. pewne kolory w naszym otoczeniu, na które reagujemy pozytywnie albo negatywnie i to jest dziedzictwo doświadczeń poprzednich pokoleń. Jeżeli chodzi o architekturę to moja metoda  D3 to jest bardzo proste narzędzie, dzięki któremu możemy sprawdzić pewne preferencje użytkowników przed podjęciem decyzji projektowych.

Jestem od 25 lat architektem i doświadczenie z tych lat pracy, a teraz dodatkowo 7 letnie eksperymenty z procesem D3 pokazują mi, że dwie osoby pozornie o takich samych potrzebach po przejściu badania okazują się  np. skrajnie różne. Jedna pani menedżer przykładowo jest typem samotnika i nie potrzebuje mieć miejsca do goszczenia ludzi, a dla innej pani wykonującej ten sam zawód jadalnia i salon to jest serce domu. Więc gdyby ona tego nie miała, to by się tam czuła samotnie i tutaj  mówimy o funkcjach przestrzeni, które wynikają z tych różnic indywidualnych determinujących nasze wybory.

Skupmy się na ogólnych założeniach Pani metody. Rozumiem, że nie jest to klasyczna metoda ankietowa, tylko obserwacja uczestnicząca. Czyli Pani patrzy jak ludzie działają i na podstawie ich działania wyciąga wnioski na temat ich potrzeb.

Metoda D3 składa się z 3 etapów: DOWIEDZ SIĘ, DOŚWIADCZ, DZIAŁAJ. Pierwszy etap – pierwsze D, to jest etap „dowiedz się”. Klienci odpowiadają na bardzo ogólne pytania poprzez wybór zdjęć. Na podstawie zdjęć z ogólnymi pytaniami klienci wybierają te przestrzenie, które im się podobają. To daje odpowiedź czy klient lubi otwarte przestrzenie czy zamknięte, czy odludne pustkowie czy środek miasta. Na tym poziomie dostajemy odpowiedź na pytania o funkcję i potrzebę relacji. Jakie są preferencje i przeżycia, które wpływają na oczekiwania przyszłego użytkownika projektowanej przestrzeni. W momencie, kiedy już to wiadomo, że ktoś np. lubi wchodzić w relacje i bardzo tego potrzebuje, jasne jest że lepiej będzie się czuł w mieszkaniu w mieście niż w domku, w dzikiej głuszy. Czasami zdarza się, że ktoś lubi być wśród ludzi ale mieć ich na dystans, wtedy  doradzam żeby wybrał np. mieszkanie typu penthouse na ostatnim piętrze kamienicy, by mieć wgląd w tętniące życiem miasto, ale miasto nie ma wglądu w jego trudno dostępną przestrzeń.  Zwykle zaskakujący dla klienta jest etap, w którym koncentrujemy się na tym, czego tak naprawdę sensorycznie doświadczamy. Odcinamy zmysł wzroku, który zdominował pozostałe zmysły, kiedy wynaleziono pismo, i skupiamy się na pozostałych zmysłach, na dotyku, na dźwiękach, na  pamięciowej sensoryce, na doświadczeniu, żeby wydobyć te głęboko nieuświadomione pokłady przetwarzania informacji przez nasz system poznawczy. Dowiadujemy się jakie kody pamięciowe kierują naszymi odczuciami co do faktur oraz innych elementów otoczenia. Drugie D procesu czyli etap „doświadcz” to już jest zatem wejście w zmysły i odczuwanie cielesne. Dowiadujemy się czy ktoś będzie wolał bardziej chropowatą powierzchnię niż gładką, chłodne, zimne kamienie czy ciepłe drewno i wynika to częściowo z zakodowanych w nas wzorców, a częściowo ze środowiska w którym się wychowaliśmy. Często klient wprost pytany o to czy woli kolor zielony czy czerwony dzisiaj odpowie, że zielony, a następnego dnia zobaczy czerwoną ścianę w hotelu, która się świetnie prezentuje, to odpowie, że czerwony. Ja tak naprawdę szukam bazy, która jest pewnikiem, a nie preferencji będących w danym momencie wynikiem jakichś chwilowych przeżyć. 

Czyli zakłada Pani w swojej metodzie, że wskaźnik pewności tych odpowiedzi jest na tyle wysoki, że jest Pani na podstawie tego zaplanować wnętrze, które rzeczywiście później w pełni odpowiada indywidualnym preferencjom – nawet tym częściowo nieuświadomionym.

Od 7 lat używam tego procesu w mojej pracy projektowej  i nie zdarzyło mi się, żeby ktoś powiedział, że wynik procesu D3 jest nieprawdą. Testowałam setki osób – zarówno studentów architektury, jak i ludzi najróżniejszych grup zawodowych . Mam wgląd w odczucia młodszych i starszych osób. Jeżeli chodzi o realizowanie projektów to jeszcze dochodzą oczywiście aspekty finansowe i wykonawcze.  Można wybrać z powodów finansowych tańszy materiał, ale o tej samej strukturze, natomiast bywa że mimo akceptacji procesu D3 w niektórych realizacjach czasami po prostu pewne rzeczy nie zostały zbudowane w sposób odpowiedni. Dlatego  potem nie działają.

Rozumiem, że za Pani metodą kryje się założenie, że jednak preferencje są bardzo zindywidualizowane, że są wynikiem jakiś indywidualnych doświadczeń lub przekazywanego międzypokoleniowo kodu kulturowego. 

Jesteśmy gatunkiem jakim jesteśmy – wytworem ewolucji, a architektura powstała, żeby być dla nas schronieniem czyli sama geneza architektury i budowania to jest po pierwsze szukanie bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo jest jedną z podstawowych potrzeb, która towarzyszy człowiekowi. Ale moim zdaniem to nie jest tak że jakiś uniwersalny krajobraz np. sawanna, jest kluczem do naszego poczucia komfortu. Jeżeli się wychowaliśmy w środowisku bardziej otwartym to nie będziemy się bali tych otwartych przestrzeni. A więc istnieje grupa ludzi, która preferuje przestrzeń, zieleń i dobrze się tam czują. Natomiast istnieją jednostki, które wychowały się w mieście i zbyt otwarte przestrzenie niedobrze na nich wpływają. Mam na przykład klientkę, która dorastała we Włoszech i tam popularne są małe okienka, żeby wnętrze mieszkania się nie nagrzewało. Kiedy kupiła dom z dużymi przeszkleniami, to zaczęła kombinować mówiąc, że może tutaj coś ciemniej zrobimy, może ciemniejszy sufit, a tutaj jakieś ciężkie kotary…  Ja na początku tego nie rozumiałam, bo wszyscy chcą przecież  więcej światła, otwartych widoków, a ona wręcz odwrotnie. No i potem przeprowadziłyśmy ten proces D3 i faktycznie wyszło, że ona jednak potrzebuje schowania, zacienienia i półmroku.  Więc mogę powiedzieć, że w mojej praktyce, tezy o ogólnych preferencjach uwarunkowanych ewolucyjnie nie potwierdzają się. Oczywiście, że jesteśmy zwierzętami i matka natura stworzyła nas tak, a nie inaczej i mimo tego, że sami wykreowaliśmy sobie środowisko życia budując domy, tworząc telefony komórkowe i internet, to nasz organizm jest jednak tak przystosowany, żeby w tej dzikiej naturze sobie poradzić. Ale oddziaływanie natury na nas może być bardzo różne. Oddziaływanie natury na człowieka nadal jest bardzo istotne. Nie wiem czy słyszał Pan o księżycowym drewnie.  Okazało się, że na budowę domu czy instrumentów muzycznych najlepsze jest drewno, które się ścina w odpowiedniej fazie księżyca, dlatego, że wtedy inaczej wiążą się cząsteczki wody, takie drewno jest odporniejsze na robaki i grzyby. Okazuje się nawet, że ludzie inaczej zachowują się w domu z takiego drewna – cofały im się problemy krążeniowe i oddechowe, cofał  reumatyzm. A więc materiał, otoczenie oddziałuje na nas nawet wtedy, kiedy o tym nie wiemy.

Może teraz przejdźmy do kolorów. Z tego, co Pani mówi wszystko jest zindywidualizowane i właściwie nie ma tutaj ponadkulturowych oraz generalnych zasad. Wszystko jest kwestią indywidualnego gustu użytkownika przestrzeni ?

Istnieją pewne kody kulturowe związane z kolorami.  Wedle nich kolor czerwony jest dla ludzi, którzy lubią ruch czyli np. sportowców, kolor żółty z kolei jest dla tych, którzy myślą abstrakcyjnie i kreatywnych twórców, kolor niebieski to barwa wyciszenia i spokoju, kolor zielony dla ludzi  kontaktów oraz relacji i tak dalej. Ale w praktyce to bywa już różnie. Na przykład dziecko dostało lanie na czerwonej kanapie, a jako dorosły człowiek nie wie dlaczego nie lubi czerwonego koloru. W mojej metodzie takie niuanse wychodzą podczas badania i dzięki temu możemy do projektowania podejść naprawdę indywidualnie. Gdy mąż z żoną buduje nowy dom to okazuje się, że mąż nie jest w stanie czerwonego koloru zdzierżyć, a z badania dowiadujemy się dlaczego, to żona odpuszcza, bo widzi, że nie chodzi o bezpodstawny upór, tylko po prostu mąż ma z tym jakiś problem. Więc jeżeli chodzi o te kolory to istnieje prawda socjologiczna – mamy jakiś kod kulturowy, natomiast jeżeli chodzi o indywidualne preferencje no to trzeba sprawdzić pozytywne i negatywne relacje z kolorami. Istnieje też potoczna wiedza, że są kolory które do siebie pasują i takie, które do siebie nie pasują.  

Ale w Pani metodzie ważna rolę odgrywają też elementy uwarunkowane genetycznie, jak osobowość i temperament.

Tak, przy wyborze kolorów ogromne znaczenie ma typ charakteru, który określa też stosunek danego człowieka do kontrastów i intensywności kolorów. Choleryk np. lubi więc kontrasty, bo jest wyrazisty i musi mieć bardzo konkretnie określone kolory i funkcje pomieszczeni. Pastelowe, mdłe barwy będą go drażnić i doprowadzać do szału. Dla sangwinika nie będzie to takie ważne, on się zgodzi prawie na wszystko. Z kolei melancholik będzie wybór koloru stawiał na drugim miejscu  i podporządkowywał go funkcji, bo on jest bardziej praktyczny. Z tymi kontrastami i zestawieniem koloru trzeba trafić w charakter i temperament. Oczywiście my architekci jesteśmy po to, żeby troszeczkę to nakierowywać w dobrą stronę, zestawiać te barwy ze sobą jakoś sensownie, natomiast ja już się oduczyłam tego, że na siłę komuś coś projektuję. Ostatnio byłam u klientki , której 3 lata temu projektowałam dom. Na jej osiedlu projektowałam jeszcze kilka innych domów, śmiałyśmy się, bo każdy z nich jest skrajnie różny  i  ciężko byłoby powiedzieć, że zaprojektował je jeden architekt.  Dlatego tak przydaje się tutaj psychologia architektury oraz moja metoda D3 (dowiedz się, doświadczaj, działaj).

A jak to jest np. z rodziną 2+2. Czy tutaj działa układ sił – najbardziej dominująca osoba narzuca swoje gusta ?

Ludzie dobierają się według jakiegoś klucza, więc w rodzinie nie ma zwykle tak skrajnych różnic i upodobań. Zazwyczaj więc badamy wszystkich użytkowników projektowanej przestrzeni. Dzieci są wspaniałymi doświadczalnikami. Potem w części wspólnej mieszkania lub domu wybieramy te łączące użytkowników elementy, natomiast to, co jest różne realizujemy w tych bardziej indywidualnych pomieszczeniach. Oczywiście bywa i tak, że preferencje nieco ewoluują w czasie i miejsce do mieszkania musi za tą zmianą podążać. To także trzeba badać. Zmiana to także jest element psychologii architektury i mojej metody D3.

Bardzo dziękuję za rozmowę !

Rozmawiał: Krzysztof Sołoducha

Rozmowa jest częścią kampanii promującej konkurs pt. „Kolory, które budzą wnętrza” marki Cerames, która od ponad 15 lat oferuje na polskim rynku najpiękniejsze artykuły wyposażenia wnętrz z dalekich stron świata. Wszystkie produkty łączy jedno – wielobarwna kolorystyka. I właśnie ona jest tematem przewodnim konkursu. Cerames zaprasza wszystkich architektów, projektantów i studentów kierunków projektowanie do zaprojektowania dowolnego obiektu, w którym produkty z oferty marki Cerames zostaną wykorzystane do wykreowania wyjątkowej, kolorowej przestrzeni architektonicznej. Pula nagród wynosi 25 tys. złotych. Termin nadsyłania prac mija 15 października 2023 o godz. 23:59:59. Szczegóły na stronie: cerames.pl/konkurs