Joanna Koroniewska i Maciej Dowbor to para, której chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Aktorka i dziennikarz tworzą zgrany duet, słynący z wyjątkowej energii i poczucia humoru. Niedawno w ich życiu nastąpiła spora zmiana, a mianowicie przeprowadzka do nowego mieszkania, poprzedzona długim i wymagającym remontem. Joanna opowiada o urządzaniu nowego lokum i towarzyszących temu procesowi wyzwaniach i trudnościach.
Zofia Malicka: Obserwując remont Waszego nowego mieszkania, który razem z mężem relacjonowałaś w social mediach, nietrudno było zauważyć, że aranżacja wnętrz i design to Twoja wielka pasja. Czy w alternatywnej rzeczywistości byłabyś architektem?
Joanna Koroniewska: Rzeczywiście wystrój wnętrz i architektura pasjonują mnie na tyle, że – jak się okazuje – otaczam się osobami, które są z tym związane zawodowo. Moje najbliższe przyjaciółki i koleżanki są po studiach architektonicznych, co mnie bardzo śmieszy, bo przecież nie dobieram znajomych według takiego klucza. Urządzanie wnętrz to mój konik, zawsze lubiłam się tym zajmować, kupowałam gazety na ten temat, a teraz niemal codziennie odwiedzam sklepy z wyposażeniem, poluję na promocje. Wiele mieszkań i domów aranżowałam samodzielnie, bez zatrudniania architektów, ponieważ miałam wrażenie, że robią wszystko według jednego szablonu i to mi bardzo przeszkadzało – do momentu aż zobaczyłam realizacje Anny Błaszczyk, założycielki pracowni Artewizjon Projektowanie Wnętrz. Na współpracę z nią namówiła mnie Kasia Glinka, której Ania projektowała dom. Zapewniła mnie, że ta architektka ma inne podejście do pracy niż pozostali, że naprawdę wsłucha się w moje potrzeby.
Z.M.: Dlaczego nie chciałaś urządzić nowego lokum samodzielnie?
J.K.: Zależało mi na zatrudnieniu architekta, ponieważ nieco inaczej planuje się przestrzeń do przechowywania w mieszkaniu niż w domu. Nie znam się na tym, dlatego potrzebowałam profesjonalisty, aby spojrzał na przestrzeń pod kątem funkcji. Duży udział miał w tym mój mąż, który myśli o przestrzeni w sposób funkcjonalny. Chcieliśmy mieć mieszkanie ze spiżarnią i licznymi garderobami – zaprojektowane w taki sposób, że zastąpi nam dom.
Z.M.: Większość osób marzy o przeprowadzce z mieszkania do domu, u Was było na odwrót – skąd ten pomysł?
J.K.: Faktycznie, nasi znajomi pukali się w głowy, że przeprowadzamy się do mieszkania. Maciej bardzo tego chciał, ja natomiast miałam duże obawy. Oboje jesteśmy w szoku, jak wspaniale nam się tu mieszka.
Z.M.: Rozumiem, że nie żałujecie?
J.K.: Ani jednego dnia! Od kiedy mamy dom w Hiszpanii trochę zmieniły się nam potrzeby i wymagania. Spędzamy w nim dużo czasu, przede wszystkim latem, więc przestało nam aż tak bardzo zależeć na domu z ogrodem w Polsce.
Z.M.: Porozmawiajmy teraz o stylu, w jakim urządzone jest Wasze nowe mieszkanie. Jest nowoczesne, podczas gdy Wasz dom był chyba bardziej klasyczny?
J.K.: Niezupełnie. Rzadko pokazywaliśmy większość wnętrz. Warto wziąć pod uwagę, że już bryła i okna narzucały styl – w domu mieliśmy okna rezydencjalne, więc nie mogłam wprowadzić samych nowoczesnych elementów. Kiedy tam zamieszkaliśmy, postawiłam na połączenie stylów francuskiego i angielskiego, m.in. w kuchni. Mój mąż lubi minimalizm, ja też wolę nowoczesne wnętrza, więc mieliśmy poczucie, że nie do końca odpowiada nam styl naszego domu. Na przestrzeni lat wprowadziłam w aranżacji dużo zmian – wyrzuciłam wszystko, co francuskie, dołożyłam elementy w stylu loft. Od razu poczuliśmy się lepiej.
Z.M.: Aż w końcu postanowiliście przeprowadzić się do nowego mieszkania. Co było największym wyzwaniem w czasie remontu i urządzania?
J.K.: Wszystko! A zwłaszcza to, że remontowanie mieszkania, to zupełnie co innego, niż remontowanie domu. Pojawiły się różne problemy, np. z hałasem w późnych godzinach wieczornych, czy wniesieniem dużych elementów na wysokie piętro i koniecznością wynajęcia dźwigu. Natomiast w kwestii samego funkcjonowania na co dzień, najbardziej się obawiałam problemów z przejściem z garażu do mieszkania z dużymi zakupami czy walizkami po podróży – że będzie niewygodnie i czasochłonnie. Na szczęście się okazało, że wszystko jest zorganizowane w taki sposób, że nie ma z tym najmniejszego problemu.
Z.M.: Wasze nowe mieszkanie jest bardzo wysokie, są w nim ogromne okna, przeszklenia i dużo otwartej przestrzeni. Czy wywołało to trudności podczas planowania układu funkcjonalnego i aranżacji wnętrz?
J.K.: Metraż i wysokość rzutowały przede wszystkim na zaplanowanie rozmieszczenia i liczby grzejników, dlatego zdecydowaliśmy się na zrobienie tzw. projektu grzewczego przez profesjonalistów z firmy Vasco. Marzyłam o płaskich grzejnikach, których prawie nie widać, jednak specjalista zdecydowanie mi to odradził. Okazało się, że moje uwielbienie do minimalizmu nijak się ma do ogrzania przestrzeni. Jako konsumenci bardzo często patrzymy tylko i wyłącznie na estetykę, a zapominamy o funkcjonalności – to duży błąd. Gdyby nie ekspert od systemu ogrzewania, prawdopodobnie w ostatniej chwili zmieniałabym kaloryfery, bo nie podobało mi się, że wystają. Na szczęście design produktów Vasco jest na takim poziomie, że grzejniki są jednocześnie funkcjonalne, dekoracyjne i użytkowe, np. jedna z moich córek używa kaloryfera jako półki na zabawki, niebawem (poza okresem grzewczym) zrobię tam siedzisko i nie będzie to stanowiło problemu. W innym pokoju mamy model PRIMULA w kształcie ławki, który dodaje klimatu aranżacji. Zakochałam się także w pionowym modelu MONO BRYCE z dekoracyjnymi żłobieniami – mamy zainstalowane trzy obok siebie, wyglądają jak nowoczesna rzeźba.
Z.M.: Na koniec powiedz jeszcze proszę, które miejsce w mieszkaniu jest Twoim ulubionym?
J.K.: Każde! Najczęściej siedzimy w kuchni, przy dużej wyspie. Uwielbiamy całe mieszkanie, które dzięki naszej architektce, Ani Błaszczyk, jest dopieszczone w każdym calu. Podczas tego projektu przekonałam się, że architekci wykonują wspaniałą robotę. Mój mąż nie był do końca przekonany, że powinniśmy mieć mieszkanie urządzone na sto procent, zanim się wprowadzimy. Okazało się, że to była doskonała decyzja. Mam porównanie – w poprzednim domu przez wiele lat sypialnia nie była wykończona, a jak wiadomo tymczasowe rozwiązania zostają z nami najdłużej. Dlatego wszystkim polecam wprowadzenie się „na gotowe” – wrażenie jest niezwykłe.
Z.M.: Dziękuję za rozmowę.